17.2.09

Dzień Kota


Mia:
Długo, długo nie pisałam, ale nie pamiętam haseł, uwsteczniam się przy rudzielcu, no i wolę pospać niż w sieci siedzieć. Ale dzisiaj jest Dzień Kota! I co? I nic! Nic się nie wydarzyło. Nie było tortu, prezentów, przedstawienia ani jakiejś tam beznadziejnej nakręcanej myszy. Chamówa! Trąbią w radiu od tygodnia, że dzisiaj Dzień Kota, a nasi złośliwie nie słyszą. Tyle dla nich robię! Leżę, jem, korzystam z tej obleśnej toalety i nawet nie śni mi się, żeby się stąd wynieść, a tu taka niewdzięczność. Jak stara miała urodziny w zeszłym tygodniu to był huk. A my jesteśmy omijani i olewani. Rozumiem, że Rudolf jest głupi i nawet nie zakuma, że coś mu się należy, ale ja im tego nie daruję. Słyszę teraz, że starszy ma jechać po to mleko, to po którym nie wymiotuję i bardzo, bardzo mi smakuje. ALE JAK NIE DORZUCĄ SERA TO I TAK BĘDĘ OBRAŻONA!

Rudolf:
E no nie pisałem bo byki robię i za bardzo mi się nie chce. Ale dzisiaj Dzień Kota i widzę, że inni kolesie swoje zdjęcia pokazują jak leżakują, "polują" czy wchodzą do torby. Też mi coś, ja wyprawiam lepsze rzeczy i pokażę jakie. Nie wiem na czym polega ten Dzień Kota dokładnie, ale staram się być grzeczny. Może jakaś impra? Może laski przyjdą, te co do starej? One mnie lubią! Tylko jedna taka mówi, że nie lubi zwierząt. Phi! A ja nie lubię lasek, których imię zaczyna się na Ż. Coś mamy dostać, mam nadzieję, że kolacja będzie wykwintna bo dość już mam suchego.

Brak komentarzy: